wtorek, 21 lutego 2012

Rozdział 3. Please, don’t drive me blind…

 Jakoś nie mogłam zostawić tak tego bloga na tydzień ;p Z tego miejsca chciałam podziękować mojemu kochanemu, niezastąpionemu telefonikowi za ThinkFreeOffice xD Enjoy muddafuggaz! :)

-Dlaczego nie poszłaś do domu? -zapytał wokalista po chwili milczenia. -Powinnaś odpocząć...
Juliett uśmiechnęła sie lekko, za co skarciła sie w myślach. Wiedziała, ze to niestosowne, ale jej reakcja była naturalna. Nie mogła nic poradzić na to, że to właśnie z nim utknęła w tej nieszczęsnej windzie. W zasadzie był bardzo sympatycznym facetem, ale był tez jej zleceniodawcą. Cala sytuacja wydawała jej sie przez to niezręczna.
-W domu nie mogłabym sie uspokoić. Tutaj przynajmniej sie czymś zajmę. -wokalista spojrzał na nią wzrokiem, którym rodzic patrzy na nieposłuszne dziecko. -Teraz Twoja kolej.- rzuciła dziewczyna po chwili ciszy. Jared spojrzał na nią pytającym wzrokiem. -Wchodzisz na plan. Powodzenia.

***
Po wyczerpującym tygodniu na planie obie dziewczyny zdecydowały się spędzić wieczór w mieszkaniu Juliett obżerając się czym popadnie, rozłożone przed telewizorem. Zasłużyły sobie na to... Obie dawały z siebie wszystko. Juliett dwa razy została na noc w studio by asystować przy montażu klipu, a Addie musiała znosić humorki Shannon'a i dziwne pomysły jego młodszego brata. Tomo był dla niej jak swojego rodzaju "antidotum" na braci Leto. Zdawał sie pozostać niewzruszony na ich energię i ogólnie odczuwalną wszechobecność. Zawsze był spokojny i uśmiechnięty- chętnie rozmawiał z wszystkimi członkami ekipy. Addie była w siódmym niebie. Obserwując Milievicia zdała sobie sprawę z tego, że on czuje się wśród nich zupełnie zwyczajnie- jak szary człowiek w tłumie ludzi, którego obraz znika z głowy  w kilka sekund po minięciu się z owym osobnikiem. Musiało przynosić mu to ulgę…
Kiedy po godzinie jazdy dotarły wreszcie do mieszkania, od razu zamówiły jedzenie i zgromadziły wszystkie niezbędne rzeczy wokół siebie by później nie musieć ruszać sie z kanapy... Addie dorwała się do telewizora i od razu włączyła Marsów. Juliett spojrzała na nią karcąco. Po ponad tygodniu nagrań, miała juz zwyczajnie dość Jared'a i spółki.
-Zrozum, ze po prostu musisz wiedzieć o nich wszystko!- podekscytowana rudowłosa właśnie zaczęła wykładać przyjaciółce wszystkie detale dotyczące zespołu, kiedy ta nagle jej przerwała:
-Jak to wszystko? Po co?- Juliett nie kontaktowała już za bardzo i ułożyła sie wygodnie w rogu kanapy.
-Bo jak juz zaczniesz umawiać sie z Jared'em to głupio będzie jak...-w tym momencie wymierzona przez Sky poduszka trafiła prosto w twarz Addie i po raz kolejny przerwała jej wypowiedź.
-Odpuść sobie Bradley…
W mieszkaniu nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi. Addie jak poparzona rzuciła sie w stronę korytarza, porzucając swoje plany odegrania sie na Juliett. Gdy po kilku minutach wróciła z kilkoma parującymi pojemnikami z jedzeniem, zastała Sky zwiniętą w kłębek w rogu kanapy, śpiącą w najlepsze. Rudowłosa wzdrygnęła tylko ramionami i zasiadła z powrotem do oglądania Mars 300, pochłaniając zawartość jednego z pudełek.

***
Dotykała delikatnie chodnego szkła, centymetr po centymetrze przemierzając dłońmi jego gładką powierzchnię. Już setny raz. Za wszelką cenę próbowała znaleźć wyjście… Osunęła się na podłogę i zakryła twarz dłońmi. Znów to samo. Znów tu jest. Nie miała pojęcia co dalej. Z agonii wyrwał ją znajomy głos:
-Odsuń się i zakryj twarz!
Juliett ocknęła się momentalnie i spojrzała przed siebie. Zobaczyła nikogo innego jak tylko Jared’a Leto. Niewiele myśląc podążyła za jego instrukcjami. Kilka sekund później usłyszała niesamowity trzask, później dźwięk rozbijających się o ziemię kawałków szkła. Opuściwszy ręce, zobaczyła wokalistę stojącego tuż obok niej. Objął ją ramieniem i popchnął przed siebie. Wyszła ostrożnie przez dziurę w szklanej ścianie i spojrzała za siebie. Jared strzepywał szkło z włosów idąc krok w krok za nią. Po chwili poczuła uścisk na nadgarstku i silne pociągnięcie w tył. Znów się odwróciła. Patrzyła teraz wprost w jego niebieskie oczy. Czuła jak ogarnia ją panika. Byli niebezpiecznie blisko siebie.
-Nie sądzisz, że czas zacząć chodzić schodami?- szepnął z lekkim uśmiechem na twarzy. Lekkim? Był co najmniej szarmancki…

*ONE LAST THING BEFORE I SHUFFLE OFF THE PLANET, I WILL BE THE ONE TO MAKE YOU CRAWL SO I CAME DOWN TO WISH YOU AN UNHAPPY BIRTHDAY! SOMEONE CALL THE AMBULANCE, THERE’S GONNA BE AN ACCIDENT! I’M COMING UP ON INFRE-RED, THERE IS NO RUNNING THAT CAN HIDE YOU CAUSE I CAN SEE IN THE DARK!*

Obudziła się tak gwałtownie, że aż zachłysnęła się powietrzem. Spojrzała na wyświetlacz telefonu- dzwonił tata. Może nawet lepiej, że nie zdążyła odebrać… Nie chciała teraz słuchać o tym, co miało miejsce w jej rodzinnym domu. Same zwyczajne sprawy, które oni uważali za ogromne problemy, a cale życie za jakiś koszmar. Gówno prawda.
Koszmar? Na samo wspomnienie przeszedł ją dreszczyk niepokoju. Rozejrzała się po pokoju. Było ciemno, a ona była przykryta kocem. Uśmiechnęła się na samą myśl o tym jak Addie o nią dba… Swoją drogą, pewnie poszła już do siebie...Wzięła do ręki butelkę wody. Przypominając sobie stopniowo wydarzenia, które miały miejsce w jej chorej podświadomości, doszła do wniosku, że naprawdę przestanie już korzystać z windy dla własnego dobra…

***

Siedział na barowym krzesełku opierając się łokciami o blat. Wyglądało to jakby modlił się do kubka z kawą, stojącego przed nim. Rozmyślał, a właściwie próbował rozmyślać, bo była to dla niego zbyt wczesna pora na refleksje. Usłyszawszy stukot za sobą, przetarł rękoma twarz i odwrócił się. Zobaczył swojego brata szperającego w lodówce.
-Cześć Shann. Gotowy na wielki dzień?- zapytał Jared z ogromnym uśmiechem na twarzy. Na kilometr czuć było jego ekscytację.
-Żartujesz? Umieram… - po tych słowach perkusista ziewnął i osunął się z blatu.
-Trzeba było wczoraj jeszcze trochę pograć z Tomem w karty… Shannon, to jest ostatni dzień nagrań. Od jutra mamy wolne, pamiętasz? Będziesz mógł spać kilka dni…
-Nie o to chodzi…- przerwał mu zwierzak. –Chyba będzie mi brakowało… Tego uczucia… Wiesz… Tej całej atmosfery… W studio…
Jared spojrzał na brata z niedowierzaniem i uśmiechnął się kpiąco.
-Na pewno będziesz tęsknił… za Addison.- Shannon aż wzdrygnął się na słowa młodszego brata.
-Chyba oszalałeś, to niedorzeczne.- starszy Leto chciał zabrzmieć stanowczo, jednak wyszło zupełnie na odwrót.
-Taa… Nie rób ze mnie idioty. Nie da się nie zauważyć jak na nią patrzysz. Przestań ją karać za to, że Ci się podoba…
-Daruj sobie Jay. I przestań być takim pieprzonym hipokrytą… Nawet nie ukrywasz tego, że ślinisz się do tej od windy…- zwierzak był dumny z siebie, że udało mu się tak zręcznie zmienić temat. Zdziwiony wyraz twarzy Jared’a jeszcze bardziej utwierdzał go w tym przekonaniu.
-Okej, skoro tak chcesz się bawić to proszę bardzo. Dzisiaj ostatni raz tam idziemy. Możesz coś z tym zrobić albo nie, to Twoja decyzja, Shann. – twarz perkusisty lekko posmutniała.
-A Ty? Masz zamiar coś z tym zrobić?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Za 10 minut bądź przy samochodzie, bo się spóźnimy.- wokalista zarzucił na siebie skórzana kurtkę, trzasnął drzwiami i zostawił brata sam na sam z myślami…

2 komentarze: