piątek, 9 marca 2012

Rozdział V Dark side of the dancefloor


Hi Kings & Queens :) Zapraszam na urodziwnowshannonowomuddafuggazowy odcinek :D xD Enjoy :))

-Nie wiem czy to dobry pomysł, Addie... Może wrócimy do domu?
-Uspokój się, Sky. Będzie dobrze. Jared oszaleje jak Cię zobaczy.- Bradley aż promieniała z radości, chociaż deszcz lał się strugami z szarego nieba. Ruda nawet nie ukryła się po parasolem z przejęcia.
-Dobrze wiesz, że nie powinnam…
-Nie pracujesz już dla niego, zaprosił cię… Cholera przejrzyj na oczy! Każda dziewczyna chciałaby być teraz na Twoim miejscu. Po prostu baw się dobrze. –Bradley uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki, na co ona odpowiedziała tym samym.

***
Tomo i Vicky rozbawiali właśnie towarzystwo, kiedy Jared poprosił gitarzystę na stronę.
-Co sie dzieje? -Milicevic był lekko zdezorientowany.
-Przyszła.- po słowach wokalisty, Mofo przybrał dziwny wyraz twarzy.
-Zaprosiłeś ją? Cholera, mówiłem Ci! Co Ci to da? Jeden pieprzony dzień. Dzień z realizatorką, jakich spotkałeś i spotkasz jeszcze setki. Opanuj się, Leto!- słowa wylewały się z niego w zawrotnym tempie.
-Świetnie Tomo. Wielkie dzięki. Nie myślałem, że jesteś takim hipokrytą.
-O czym Ty gadasz?- Milicevic był coraz bardziej rozdrażniony. -Jared, mieliśmy nigdy kłócić się o kobiety…
-Nieważne. Baw się dobrze...-Jay zniknął w tłumie zostawiając przyjaciela za sobą.

***
-Sky, wejdź do środka, ja muszę iść do łazienki doprowadzić się do poprzedniego stanu.- po tych słowach, Bradley zniknęła z pola widzenia przyjaciółki. Ta wzdrygnęła tylko ramionami i przypomniała sobie, że Addie stała w deszczu, więc to może jej chwilę zająć. Chwyciła szklaneczkę Jack'a Daniels'a i zwilżyła usta alkoholem. Chciała jakoś się rozluźnić, ale nie mogła przestać zastanawiać się dlaczego Jared zaprosił ją tutaj... Nie widziała wokół siebie nawet osób z wyższych stanowisk w studio...
-Cześć. Juliett, prawda?- dziewczyna lekko wzdrygnęła i odwróciła się. -Jestem Shannon, co pewnie wiesz, ale postanowiłem przedstawić się oficjalnie.- perkusista uśmiechnął się szarmancko. -Napijesz się jeszcze?- zapytał po chwili widząc pustą szklaneczkę w dłoniach dziewczyny. Ta skinęła tylko głową i po chwili znów mogła cieszyć się smakiem swojej ulubionej whisky.
-Bardzo gustowny bankiet. Dziękuję za zaproszenie.
-A ja dziękuję za przybycie. Mój brat byłby wielce niepocieszony...- Shann teatralnie parodiował starodawną mowę.
-Ciekawe dlaczego? Poza tym nie widziałam go.
-Na pewno się z kimś zagadał. Przyszłaś sama?- mężczyzna zaczął się rozglądać.
-Właściwie nie. Przyszłam z Addie… Zaraz powinna do nas dołączyć. Miała coś do załatwienia...
Shannon zesztywniał. Jego czekoladowe tęczówki zaczęły skakać po poszczególnych osobach na sali. Sky zauważyła nagłą zmianę w jego zachowaniu. Nie trzeba było być specjalnie bystrym żeby połączyć tą zmianę z Addison.
-Wszystko w porządku?- zapytała dziewczyna. Mężczyzna natychmiast przybrał pokerowy wyraz twarzy i chrząknął coś pod nosem. Juliett wzdrygnęła tylko ramionami, chociaż wiedziała swoje.
-Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałam, Sky!- perkusista i jego towarzyszka momentalnie odwrócili się i zobaczyli rozpromienioną twarz Addison. Sky domyśliła się, że jest tylko pretekstem, dla którego jej przyjaciółka podeszła do nich, więc uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
-Przepraszam, muszę was na chwilę zostawić. Muszę zadzwonić. Znajdę was później.

***
Wiatr delikatnie rozwiewał włosy wokalisty, a coraz słabszy już deszcz próbował smagać jego twarz swoim wątłym strumieniem. Mężczyzna stał przed drzwiami wejściowymi i rozmyślał o sytuacji, w której znalazł się na własne życzenie. Wydawało mu się, że przemyślał to dokładnie i przeanalizował wszystkie za i przeciw oraz że tego w tyj chwili pragnie. Może rzeczywiście za bardzo zanurzył się w fikcję? Przecież musi pamiętać o tym, kim jest. Nie jest zwykłym facetem i nigdy nie będzie. Wszyscy będą patrzeć mu na ręce. Zawsze.
Po chwili przysiadł na murku i wyciągnął z kieszeni papierosy, które zwinął Shannon’owi z kurtki. Wyciągnął jednego i odpalił. Dym unosił się w rześkim, wilgotnym powietrzu, a Jay po prostu siedział i wpatrywał się w niego tępym wzrokiem.

***

Było już po północy, kiedy goście zaczęli się powoli rozchodzić. Addison zaczęła rozglądać się po sali, szukając swojej przyjaciółki. Cały ten czas spędziła w towarzystwie Shannon’a, który jednak okazał się nie być takim prostakiem, jakim się wydawał. Bradley niemal unosiła się nad ziemią z zachwytu. Co więcej, perkusista sam poprosił ją o numer telefonu. Dziewczyna nie mogła pojąć jak może być tak obłędnie szczęśliwa. Z ogromnym uśmiechem namalowanym na twarzy, przemierzała poszczególne pomieszczenia, jednak nigdzie nie było ani śladu Sky. Ruda postanowiła wyjść na balkon i rozejrzeć się. Kiedy tylko uchyliła drzwi, jej oczom ukazała się jej przyjaciółka…
-Sky! Sky, wszędzie Cię szukałam!- dziewczyna podbiegła do niej, ale im bliżej się znajdowała tym jej entuzjazm malał. Juliett siedziała na lodowatej, marmurowej kostce, opierając się plecami o ścianę. W ręku trzymała butelkę whisky, a jej makijaż był całkowicie rozmazany od płaczu.
-Boże, Sky… Co się stało?!- Bradley natychmiast podbiegła do brunetki i odstawiła od niej butelkę alkoholu.
-Co ja sobie myślałam… Jaka ja byłam głupia…- szeptała dziewczyna. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest jak w transie.
-Ale co się stało?!- gorączkowała się Addison. Zdążyła już kompletnie zapomnieć o perfekcyjnym wieczorze spędzonym z Shannon’em. –Mów natychmiast co się dzieje!
-Nic. Po prostu nie przyszedł.- Sky włożyła do ust papierosa i odpaliła go teatralnym gestem. –A ja głupia myślałam, że…- przerwała i roześmiała się przez łzy. Addie nic nie powiedziała. Usiadła obok i objęła Sky ramieniem…

1 komentarz:

  1. Ło matko, Addison zadowolona, a Sky? :C Przerywasz w takich momentach, ej no teraz będę cały czas nie cierpliwa co dalej! xD
    ~~Alex

    OdpowiedzUsuń