Hi Kings & Queens :) Zapraszam na urodziwnowshannonowomuddafuggazowy odcinek :D xD Enjoy :))
-Nie wiem czy to dobry
pomysł, Addie... Może wrócimy do domu?
-Uspokój się, Sky.
Będzie dobrze. Jared oszaleje jak Cię zobaczy.- Bradley aż promieniała z
radości, chociaż deszcz lał się strugami z szarego nieba. Ruda nawet nie ukryła
się po parasolem z przejęcia.
-Dobrze wiesz, że nie
powinnam…
-Nie pracujesz już dla
niego, zaprosił cię… Cholera przejrzyj na oczy! Każda dziewczyna chciałaby być
teraz na Twoim miejscu. Po prostu baw się dobrze. –Bradley uśmiechnęła się
szeroko do przyjaciółki, na co ona odpowiedziała tym samym.
***
Tomo i Vicky
rozbawiali właśnie towarzystwo, kiedy Jared poprosił gitarzystę na stronę.
-Co sie dzieje? -Milicevic
był lekko zdezorientowany.
-Przyszła.- po słowach
wokalisty, Mofo przybrał dziwny wyraz twarzy.
-Zaprosiłeś ją?
Cholera, mówiłem Ci! Co Ci to da? Jeden pieprzony dzień. Dzień z realizatorką,
jakich spotkałeś i spotkasz jeszcze setki. Opanuj się, Leto!- słowa wylewały
się z niego w zawrotnym tempie.
-Świetnie Tomo.
Wielkie dzięki. Nie myślałem, że jesteś takim hipokrytą.
-O czym Ty gadasz?-
Milicevic był coraz bardziej rozdrażniony. -Jared, mieliśmy nigdy kłócić się o
kobiety…
-Nieważne. Baw się
dobrze...-Jay zniknął w tłumie zostawiając przyjaciela za sobą.
***
-Sky, wejdź do środka,
ja muszę iść do łazienki doprowadzić się do poprzedniego stanu.- po tych
słowach, Bradley zniknęła z pola widzenia przyjaciółki. Ta wzdrygnęła tylko
ramionami i przypomniała sobie, że Addie stała w deszczu, więc to może jej
chwilę zająć. Chwyciła szklaneczkę Jack'a Daniels'a i zwilżyła usta alkoholem.
Chciała jakoś się rozluźnić, ale nie mogła przestać zastanawiać się dlaczego
Jared zaprosił ją tutaj... Nie widziała wokół siebie nawet osób z wyższych
stanowisk w studio...
-Cześć. Juliett, prawda?-
dziewczyna lekko wzdrygnęła i odwróciła się. -Jestem Shannon, co pewnie wiesz,
ale postanowiłem przedstawić się oficjalnie.- perkusista uśmiechnął się
szarmancko. -Napijesz się jeszcze?- zapytał po chwili widząc pustą szklaneczkę
w dłoniach dziewczyny. Ta skinęła tylko głową i po chwili znów mogła cieszyć
się smakiem swojej ulubionej whisky.
-Bardzo gustowny
bankiet. Dziękuję za zaproszenie.
-A ja dziękuję za
przybycie. Mój brat byłby wielce niepocieszony...- Shann teatralnie parodiował
starodawną mowę.
-Ciekawe dlaczego?
Poza tym nie widziałam go.
-Na pewno się z kimś
zagadał. Przyszłaś sama?- mężczyzna zaczął się rozglądać.
-Właściwie nie.
Przyszłam z Addie… Zaraz powinna do nas dołączyć. Miała coś do załatwienia...
Shannon zesztywniał.
Jego czekoladowe tęczówki zaczęły skakać po poszczególnych osobach na sali. Sky
zauważyła nagłą zmianę w jego zachowaniu. Nie trzeba było być specjalnie
bystrym żeby połączyć tą zmianę z Addison.
-Wszystko w porządku?-
zapytała dziewczyna. Mężczyzna natychmiast przybrał pokerowy wyraz twarzy i
chrząknął coś pod nosem. Juliett wzdrygnęła tylko ramionami, chociaż wiedziała
swoje.
-Tu jesteś! Wszędzie
Cię szukałam, Sky!- perkusista i jego towarzyszka momentalnie odwrócili się i
zobaczyli rozpromienioną twarz Addison. Sky domyśliła się, że jest tylko
pretekstem, dla którego jej przyjaciółka podeszła do nich, więc uśmiechnęła się
lekko i powiedziała:
-Przepraszam, muszę
was na chwilę zostawić. Muszę zadzwonić. Znajdę was później.
***
Wiatr delikatnie
rozwiewał włosy wokalisty, a coraz słabszy już deszcz próbował smagać jego
twarz swoim wątłym strumieniem. Mężczyzna stał przed drzwiami wejściowymi i
rozmyślał o sytuacji, w której znalazł się na własne życzenie. Wydawało mu się,
że przemyślał to dokładnie i przeanalizował wszystkie za i przeciw oraz że tego
w tyj chwili pragnie. Może rzeczywiście za bardzo zanurzył się w fikcję?
Przecież musi pamiętać o tym, kim jest. Nie jest zwykłym facetem i nigdy nie
będzie. Wszyscy będą patrzeć mu na ręce. Zawsze.
Po chwili przysiadł na
murku i wyciągnął z kieszeni papierosy, które zwinął Shannon’owi z kurtki.
Wyciągnął jednego i odpalił. Dym unosił się w rześkim, wilgotnym powietrzu, a
Jay po prostu siedział i wpatrywał się w niego tępym wzrokiem.
***
Było już po północy,
kiedy goście zaczęli się powoli rozchodzić. Addison zaczęła rozglądać się po sali,
szukając swojej przyjaciółki. Cały ten czas spędziła w towarzystwie Shannon’a,
który jednak okazał się nie być takim prostakiem, jakim się wydawał. Bradley
niemal unosiła się nad ziemią z zachwytu. Co więcej, perkusista sam poprosił ją
o numer telefonu. Dziewczyna nie mogła pojąć jak może być tak obłędnie
szczęśliwa. Z ogromnym uśmiechem namalowanym na twarzy, przemierzała
poszczególne pomieszczenia, jednak nigdzie nie było ani śladu Sky. Ruda
postanowiła wyjść na balkon i rozejrzeć się. Kiedy tylko uchyliła drzwi, jej
oczom ukazała się jej przyjaciółka…
-Sky! Sky, wszędzie
Cię szukałam!- dziewczyna podbiegła do niej, ale im bliżej się znajdowała tym
jej entuzjazm malał. Juliett siedziała na lodowatej, marmurowej kostce,
opierając się plecami o ścianę. W ręku trzymała butelkę whisky, a jej makijaż
był całkowicie rozmazany od płaczu.
-Boże, Sky… Co się
stało?!- Bradley natychmiast podbiegła do brunetki i odstawiła od niej butelkę
alkoholu.
-Co ja sobie myślałam…
Jaka ja byłam głupia…- szeptała dziewczyna. Na pierwszy rzut oka wydawało się,
że jest jak w transie.
-Ale co się stało?!-
gorączkowała się Addison. Zdążyła już kompletnie zapomnieć o perfekcyjnym
wieczorze spędzonym z Shannon’em. –Mów natychmiast co się dzieje!
-Nic. Po prostu nie
przyszedł.- Sky włożyła do ust papierosa i odpaliła go teatralnym gestem. –A ja
głupia myślałam, że…- przerwała i roześmiała się przez łzy. Addie nic nie
powiedziała. Usiadła obok i objęła Sky ramieniem…
Ło matko, Addison zadowolona, a Sky? :C Przerywasz w takich momentach, ej no teraz będę cały czas nie cierpliwa co dalej! xD
OdpowiedzUsuń~~Alex