czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział VII I'm trying to let you know that I'm better off on my own.



…aby po chwili położyć sobie jej dłonie na policzkach. Patrzyła na niego zdziwiona, nie mogąc nacieszyć się jego bliskością, jednak co chwila nachodziły ją powroty świadomości. Zdawała sobie sprawę z tego, że to zaraz się skończy i już niedługo będzie go widywała tylko za szklanym ekranem. Odsuwała od siebie te myśli tak długo jak mogła, ale powoli zaczęły one przebijać się przez jej wyobraźnię i trafiać to zachwianej w obecnej chwili rzeczywistości. Na ziemię sprowadzał ją tylko kojący dotyk dłoni Leto i jej własne pragnienie i tęsknota za tym dotykiem, za które wewnątrz bardzo się wstydziła…
-Muszę wracać do domu.- powiedziała nagle dziewczyna. Oboje zastygli bez ruchu. Jared odsunął się lekko, lecz ciągle niezbyt daleko. Jakby czekał na nagłą zmianę decyzji. –Jest późno. Za dużo przygód jak na jedną noc. Chcę się położyć. – dziewczyna stanęła przy drzwiach.
-Poczekaj… Możesz zostać tutaj. Pokoje mamy wynajęte do jutrzejszego wieczoru… Ja…
-Nie, dziękuję.- przerwała mu odmawiając stanowczo, chociaż wyraz jej twarzy mówił zupełnie co innego. –Może innym razem.- jej uśmiech był tak sztuczny jak tylko mógł. Zorientowała się jak wypadła ta próba i wbiła wzrok w podłogę.
-Dobrze, jak chcesz…- Jay gapił się w nią tępym wzrokiem. Juliett ruszyła do wyjścia zabierając po drodze swoją torebkę i płaszcz z kanapy.
-Dobranoc…- rzuciła wychodząc z pokoju.
-Dobranoc. Dziękuję za.. no wiesz.. że się mną zajęłaś.. i w ogóle..
-I w ogóle…- uśmiechnęła się, tym razem szczerze, aby za chwilę zniknąć za dwuskrzydłowymi mahoniowymi drzwiami.
Wokalista uśmiechnął się do własnych myśli. Próbował sobie poukładać to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin i jakoś nie mógł nadążyć… Rozpraszał go zapach unoszący się w całym pokoju. Jej zapach. Przypomniał sobie jej wzrok kiedy ją pocałował. Mimowolnie się uśmiechnął. Prawie rozpłynęła mu się na rękach.
Jared oparł się o ścianę i zjechał po niej w dół. Siedział tak z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową. Myślał. Po chwili wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer brata, jednak ten nie odbierał.  

***

-Już mogę?- Addison co chwila prosiła Shannon’a  by zabrał dłonie z jej oczu by mogła zobaczyć dokąd ją prowadzi.
-Powtarzam setny raz, jak już będziesz mogła to na pewno Cię o tym poinformuję.- Shannon szedł za dziewczyną, prowadząc ją krętymi alejkami ogrodu położonego przy hotelu. –Jesteśmy. Otwórz oczy.
Addie wykonała polecenie. Jej oczom ukazał się wąski, choć wysoki podświetlany bladoniebieskimi lampami wodospad. Nie była do końca pewna czy to lampy nadają wodzie taki, a nie inny kolor, czy to po prostu jej krystaliczna czystość dawała takie wrażenie… Dookoła rozrzucone były białe, gładkie głazy sporych rozmiarów, a im dalej na ląd, tym spomiędzy nich przebijało się więcej wysokich, fioletowych kwiatów, których dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała. Nad samym szczytem wodospadu, wisiał księżyc w pełni.
-Shannon… Tu jest...pięknie.- zachwycona Addison nawet nie zauważyła kiedy perkusista wziął ją w objęcia. Poczuła się wspaniale, ale mimo wszystko trochę nieswojo.  Mężczyzna chyba to zauważył i chcąc rozluźnić atmosferę zaczął łaskotać dziewczynę. Addison próbowała wyrwać się ze stalowych objęć starszego Leto, nie przestając się śmiać ani przez moment.  Shannon musiał się trochę nawysilać żeby mu się nie wyślizgnęła, więc oboje przechylali się na wszystkie strony, co oczywiście musiało skończyć się upadkiem.
-Przepraszam…- na twarz dziewczyny wkradł się delikatny rumieniec. –Niezdara ze mnie…
Chciała powoli wstać, lecz zorientowała się, że nie może. Czyjeś silne dłonie przytrzymywały ją kurczowo za biodra.
-Shannon… Puść mnie… -rudowłosa uśmiechnęła się nieznacznie, starając się obrócić ten incydent w żart. Perkusista natomiast ani drgnął. Wpatrywał się tylko uważnie w oczy swojej towarzyszki i ani myślał poluzować uścisk. Zdezorientowana Add uciekała spojrzeniem gdzie tylko mogła, byle nie natknąć się na czekoladowe tęczówki Shann’a.  W końcu jednak ten zdjął ręce z jej bioder, ale zanim zdążyła się podnieść, okręcił ją tak, że teraz ona leżała na plecach, a mężczyzna wsparty na łokciach zawisł nad nią z zawadiackim uśmiechem namalowanym na twarzy. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, a gdy znów spojrzała na perkusistę, jego twarz była niebezpiecznie blisko, a odległość nadal malała… Dopiero po chwili zorientowała się, że nie tylko ta odległość się zmiejszała. Mężczyzna dotknął jej kolana i przesuwał dłoń ku górze, podwijając lejący się materiał satynowej sukienki Addison.
W tym momencie rozległ się dźwięk telefonu perkusisty, jednak ten nic sobie z tego nie robił. Nadal śmiało sobie poczynał, docierając opuszkami palców do połowy uda dziewczyny. Add miała mętlik w głowie, ale dotyk Shannon’a był tak przyjemny i ciepły, że nie potrafiła mu przerwać. Jej usta mimowolnie wygięły się w lekkim uśmiechu, a powieki przykryły jej połyskujące tęczówki. Jedyne, co ich rozpraszało to ten cholerny telefon, który zdawał się wyć w nieskończoność. Mężczyzna również miał już tego dość, więc wyciągnął komórkę z kieszeni spodni z zamiarem wyłączenia jej, jednak spojrzawszy mimowolnie na wyświetlacz, zobaczył imię swojego młodszego brata. Westchnął głęboko i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Shanny? Wreszcie... Słuchaj, ja..
-Jared, nie teraz...To naprawdę nie jest dobry moment. Jestem zajęty.- Shannon spojrzał na ułożoną pod nim Addison i rzucił jej seksowny uśmiech.   
-Sprawa najwyższej wagi. Mam tu mały kryzys- głos młodszego Leto przył cichy i przgnębiający. 
Perkusista milczał chwilę zastanawiając się co ma zrobić i czy Addison słyszała, co powiedział jego brat.
-Zaraz będę. Jesteś w pokoju?- usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, rozłączył się.
Zmieszana Addison powtórzyła po nim, zaraz po tym jak odłożył słuchawkę.
-Zaraz będę? Shannon...- dziewczyna nie kryła swojego niezadowolenia i rozczarowania. Na początku nie była pewna czy taki rozwój wydarzeń jej odpowiada, jednak gdy ktoś zadecydował za nią, była niepocieszona.
-Przykro mi, dokończymy innym razem. Braterska solidarność...  
Shann wstał i podał rękę Addison, która chwyciła ją nie kryjąc zażenowania sytuacją. Widząc to, mężczyzna szybko objął ją w pasie i musnął jej wargi, krótko, lecz intensywnie.
-Do zobaczenia.- chwycił jej dłoń by po chwili znów ją puścić i szybkim krokiem udał się w kierunku głównego wejścia do hotelu, zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą. Z jej oczu nie można było wyczytać żadnych emocji, jednak jej pierwszy ruch, który wykonała po wyjściu ze stanu osłupienia, sprzedał ją. Była wściekła. Jak ktoś mógł ją tak upokorzyć? Zamachnęła gwałtownie ramieniem i zrzuciła z niego torebkę. Wyciągnęła z niej telefon i nerwowo wybrała numer. Po chwili w słuchawce odezwała się jej rozmówczyni.
-Słucham...? –Sky dziwnym, przygaszonym głosem nie udało się wyrzucić z siebie nic więcej.
-Gdzie jesteś?- rzuciła rozdygotana Addison, nieomal wchodząc jej w słowo.
-Czekam na taksówkę na hotelowym parkingu, a ty?
-Pięknie! Nie potrafisz upilnować swojego kochasia?!
Nagły atak ze strony przyjaciółki trochę skołował Juliett.
-Co się stało? O co ci chodzi?
-Gówno sie stało! Spierdoliłaś mi wieczór! Założę się, że gdyby nie ty to już bym go...
-Addison!- Sky krzyknęła do słuchawki, przerywając jej z impetem. –Zaliczyłabyś go?! Add, co ty wygadujesz? Nie mam pojęcia jak wam przeszkodziłam, ale cieszę się! – brunetka była coraz bardziej wściekła.
-Nie potrafiłaś zająć niczym Jared’a, więc zadzwonił po Shannon’a i tyle go widziałam! Wystawił mnie! Przez ciebie! Nie wiem jak w ogóle można tak spieprzyć sprawę... Przecież był czymś naszprecowany! Nie było szansy na niepowodzenie!
Dziewczyny krzyczały jedna przez drugą, próbując wyładować swoją złość i odeprzeć ataki tej drugiej.
-Co?! Ja nie poszłam tam żeby uprawiać z nim seks tylko żeby mu pomóc! Nie widziałaś w jakim był stanie?! Z resztą, co to ma za znaczenie... I tak więcej się z nimi nie zobaczymy...
-Mów za siebie, Sky. Ja tak łatwo mu nie odpuszczę... Nie traktuje się mnie w taki sposób!
-Ty sama się tak traktujesz...
Sky rzuciła słuchawką i schowała twarz w dłoniach. Nie mogła uwierzyć, że ją i jej najlepszą przyjaciółkę poróżnili faceci... W tym momencie podjechała taksówka. Dziewczyna wstała z zimnego betonowego krawężnika. Wsiadając do samochodu, jeszcze raz spojrzała na okna wychodzące z pokoju, w którym spędziła większość czasu. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, lecz gdy zatrzasnęła drzwi i podała kierowcy nazwę ulicy, jej wyraz twarzy spoważniał. Wkradł się na nią smutek i zmęczenie spowodowane wydarzeniami z kilku ostatnich godzin...


  
 le Sky^






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz