wtorek, 23 października 2012

Rozdział XI We've arrived at panic station.



-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Addie...-Shannon patrzył na dziewczynę zrozpaczonym wzrokiem. Ta tylko spuciła głowę i nie odezwała się sie ani słowem.  -W ogóle nie miałaś zamiaru mi powiedzieć, prawda? Świetnie.
-A niby jak miałam Ci powiedzieć, pacanie?! Mam 19 lat! Studiuję! Rodzice płacą spora kasę za to żebym mogła tu być i sie kształcić.. Żebym spełniła swoje marzenia o karierze w branży muzycznej.. A ja co? Zaszłam w ciąże z facetem, którego ledwo znam i dla którego jestem nikim! Nie chcę z Tobą teraz rozmawiać.. Przyjdź jutro, za tydzień, albo w ogóle nie przychodź, wszystko mi jedno!- Add była cała rozdygotana. Łzy lały sie strumieniami po jej policzkach. Perkusista o nic już nie pytał tylko podszedł do niej i objął jak najczulej potrafił. Addison zdezorientowana, wtuliła sie w jego sweter, którego materiał drażnił jej mokre policzki. Nie wiedziała czy robi dobrze czy nie, ale w tej chwili było jej wszystko jedno. Musiała w końcu pęknąć.. Ile można udawać, że nic sie nie dzieje i jest jak najbardziej normalnie. Potrzebowała wsparcia. Nie powiedziała nic Sky-bała sie jej reakcji. Dlatego gdy pojawił się sie Shannon ona była na skraju wyczerpania psychicznego, zaczęła szukać ukojenia w jego ramionach.

***

Juliett szybkim ruchem otworzyła drzwi do swojego mieszkania. Wpuściła biegnącego za nią Jareda i przekręciła klucz. Oboje śmiali sie głośno, jednocześnie próbując uspokoić oddechy po długim biegu.
-Widziałeś ich miny? Nie mogli za nami nadążyć..-policzki Sky nabrały różowego odcienia.
-Paparazzi z reguły maja słabą kondycję. Ale ten numer był perfekcyjny..
Od Jareda na kilometr czuć było szczęście i beztroskę. Uśmiechnął się sie szarmancko i oparł Juliett plecami o ścianę. Gdy ta odwzajemniła uśmiech, wpił sie w jej wargi. Sky najpierw ujęła jego twarz w dłonie, później badała opuszkami palców kark i szyje gitarzysty. Jego oddech przyspieszał, dłonie krążyły po ciele dziewczyny.
-Sypialnia?- wyszeptał Jared, na chwile oderwawszy sie od ust Sky.
-Dlaczego akurat sypialnia? Mieszkam sama..- niegrzeczny uśmieszek na twarzy brunetki jeszcze bardziej nakręcił mężczyznę.
Nie przerywając pocałunku, powoli przemieszczali sie w kierunku salonu. Jay opadł na kanapę, ciągnąc za sobą Juliett. Nagle gwałtownie oderwali sie od siebie, ponieważ po pokoju niespodziewanie zaczęły rozchodzić sie dźwięki spotów reklamowych. Juliett uśmiechnęła się sie tylko i wyciągnęła pilot spod ramienia Jarda.
-Jeszcze pomyślę, że zrobiłeś to specjalnie..
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy jedną ręka wsparła sie na klatce piersiowej wokalisty i już chciała wyłączyć telewizor, który przeszkodził im w planach, gdy zobaczyła na ekranie nikogo innego jak tylko leżącego pod nią Jareda. Z zaciekawieniem spojrzała na wyraz jego twarzy. Uśmiechał się sie jak przedtem. Na ekranie telewizora zaczęły pojawiać się sie zdjęcia. Zdjęcia jej i Jaya. Zamarła. Nie miała pojęcia jak sie zachować.. To było dziwne. I dla niej i za pewne dla niego. Jednak to nie był koniec niespodzianek. Po krótkiej chwili na ekranie znów pojawił się sie młodszy Leto:

-Muszę Was rozczarować, to zwykła znajoma.
-Zwykła znajoma? Jared, na zdjęciach ewidentnie widać jak ją obejmujesz..-dziennikarka nie dawała za wygraną.
-To tylko przyjacielski uścisk. Nic nas nie łączy. Nie mam dziewczyny i jej nie szukam. A to po prostu koleżanka..


Juliett wyłączyła telewizor i w mgnieniu oka znalazła sie w łazience. Jej oczy były mokre od łez. 'Zwykła znajoma'.. No pięknie. Żeby tak dać sie omotać.. Myślała, że serce zaraz pęknie jej z żalu.
-Juliett..? Proszę.. Otwórz drzwi. To nie tak.- mężczyzna próbował dostać sie do środka, jednak bezskutecznie.
-Spieprzaj.. Nie chcę z Tobą gadać ani Cię oglądać.
-Sky, błagam.. Musiałem to powiedzieć..Jakbym powiedział prawdę, nie mielibyśmy życia. Oboje. Proszę, zrozum, że to tą dziennikarkę okłamywałem, nie Ciebie..
-Zamknij sie i wypieprzaj.. Twoja znajoma ma ochotę pobyć sama..-zapłakany glos zza drzwi nadal był cichy i przytłumiony.
-Proszę..Świat show biznesu jest okrutny. Nie chcę Cię w to wciągać.. Poza tym przez media rozpada się sie tyle związków..Nie chciałem żeby z nami tez tak było..Chciałem dać nam szansę..
Drzwi uchyliły sie lekko. Stanęła w nich trochę speszona, ale już spokojniejsza brunetka.
-Związków? To my.. jesteśmy w związku? To znaczy..jesteśmy..razem? Znaczy się..
-Tak myślałem.. źle myślałem?
Juliett uśmiechnęła się sie nieśmiało.
-Przepraszam..
-Nie szkodzi. Miałaś prawo nie wiedzieć.. Powinienem Cię uprzedzić.
-Zachowałam sie jak idiotka..Naprawdę mi głupio.- dziewczyna spuściła głowę.
-Spokojnie. Nie Twoja wina, że nie osiągnęłaś w życiu czegoś takiego jak ja i nie potrafisz pojąć tego, że taka jest cena bycia człowiekiem sukcesu.
Wzrok brunetki momentalnie wbił sie w postać wokalisty.
-Że co proszę? Czy ja się przesłyszałam?- zszokowana słowami mężczyzny Juliett, szybko zmieniła nastawienie.
-Kotku, nie denerwuj się. Wszyscy maja w życiu jakąś ważna role. Pracujesz w studio żeby wydawać krążki i klipy moje i innych znanych artystów. Ktoś musi. Nie wszyscy mogą robić to, czym marzą. Wyobrażasz sobie ile musiałoby być gwiazd, prezydentów i modelek? Ktoś musi przegrać ta walkę.
-Palant.
-słucham?
-Palant. Dupek. Idiota. Debil. Mam wymieniac dalej?
-O co ci chodzi?- Jared był juz lekko zdenerwowany i zaskoczony atakiem ze strony Juliett.
-Chodzi mi o to, że patrzysz na mnie z góry, mimo, że to właśnie miedzy innymi dzięki mnie ten Twój chłam nabrał kształtu i zyskał popularność..
-Sugerujesz, że to dzięki Tobie jestem, kim jestem?
-Sugerujesz ze Twój pseudo-talent ocalił mnie przed mieszkaniem pod mostem?
-Lepiej będzie jak już pójdę. Chyba nie jestem tu mile widziany..-fuknął wściekły Leto.
-Masz rację. lokaj ma cię odprowadzić do drzwi czy sam trafisz? Oh, zapomniałam. Nie stać mnie na lokaja! Mam nadzieje ze poradzisz sobie sam..-powiedziała z ironia brunetka i uśmiechnęła się, nie ukrywając satysfakcji.
Mężczyzna nic juz nie powiedział tylko spojrzał na nią jeszcze raz i wyszedł z mieszkania.

***

Był późny wieczór. Sky siedziała na balkonie z kubkiem kakao. Było chłodno, ale nie czuła zimna. Wzięła telefon i spojrzała na ekran. Nic. Żadnej wiadomości. Żadnego nieodebranego polaczenia. Wybrała wiec numer i przyłożyła słuchawkę do ucha.
-Halo? Sky? Poczekaj.. -połączenie padło. Juliett spojrzała na telefon zdziwiona, ale po chwili usłyszała dzwonek do drzwi.
Po chwili Addison była juz w jej mieszkaniu.
-Addie,ja.. Przepraszam ze sie nie odżywałam.. Ja.. Eh..
-Nie ma za co. Jesteś zajęta Jaredem, rozumiem..-przerwała jej Ruda.
-W zasadzie..Byłam..Pokłóciliśmy się. Nie wiem czy to jeszcze w ogóle ma sens..
-Sky..
-Nie musisz nic mówić.. Wiem ze mi mówiłaś, jaki on jest.. Miałaś racje..
-Sky..
-Addie, nie wiem, co jest ze mną nie takle mimo tego ze zachował sie jak totalny dupek.. Brakuje mi go. Chciałabym sie z nim zobaczyć..
-Sky, posłuchasz mnie wreszcie?!
-Przepraszam.-Brunetka zamilkła.
-Sky, ja muszę Ci to powiedzieć, bo zwariuję.. Jestem w drugim miesiącu ciąży.
Serce brunetki stanęło na kilka sekund, po czym ruszyło w dziki galop. Poczuła nadciągająca fale gorąca, która przeszyła jej ciało jak sztylet. Przecież obiecała rodzicom Addison, że sie nią zajmie, że będzie sie nią opiekować się.. A tymczasem nawaliła na całej linii. Podczas gdy powinna wykazać sie odpowiedzialnością, spędzała beztrosko czas z facetem, który mimo swoich wcześniejszych zapewnień, jednak uważał ja za kogoś gorszego niż on sam.
-Addie..Nie martw się.. Poradzimy sobie, nie zostawię Cie z tym sama.-Juliett podeszła do przyjaciółki i zmusiła ja do spojrzenia jej w oczy.-Shannon wie?- Addison tylko skinęła głową i wtuliła sie w przyjaciółkę.
-Dlaczego sie nie zabezpieczyliście?- zapytała nieśmiało głaszcząc spokojną juz Add po plecach.
-Zabezpieczyliśmy się..Eh. Nie jestem juz dzieckiem, Sky.
-Eh..W porządku..Wszystko sie ułoży..Pomogę Ci..
-Dlaczego zachowujesz sie tak jakbyś to Ty miała mięć dziecko?- lekko zaśmiała się sie Addie. Dreszcze przeszły po plecach Sky.
-Bo..po prostu martwię sie o Ciebie. Jesteś dla mnie ważna, przecież wiesz..-dziewczyna jeszcze raz objęła Add, jednak tym razem to ona schowała sie w jej ramionach.
-Sky, nie maż się.. Wiem ze mną same kłopoty, ale jestem Ci wdzieczna, że mi pomagasz.
-Od tego mnie masz..-Juliett uśmiechnęła się sie delikatnie.-Zjesz ze mną kolacje?
-Umieram z głodu!- krzyknęła Add i pobiegła do kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz