wtorek, 5 czerwca 2012

Come , break me sky ..


- Co się stało Sky?- Bradley objęła ją matczynym gestem.
- bo…to było takie dziwne…siedzieliśmy, rozmawialiśmy…kiedy nagle Jared po prostu odpłynął…
- mój Boże! Może coś się jemu stało!- Addison wpadła w szał- choć pokaż w którym miejscu widziałaś go po raz ostatni!
         Wybiegły w oszałamiającym pędzie przez kręte korytarze rezydencji. Balustrady, obrazy na ścianach migały jakby w sennym amoku. Dopadły do drzwi za którymi ostatni raz widziała do Sky. Wzięły oddech i nacisnęły klamkę.
         Jared siedział z dłońmi ukrywającymi twarz, jego kurtka była zawinięta pod samą szyję. Na dźwięk otwierających się drzwi wychynął spoza połów kołnierza odkrywając hipnotyzujące niebieskie oczy. Juliet przebiegł dreszcz. Opanowana Addison dopadła chłopaka:
- hej Jay co z tobą?
         Spojrzał na nia nieprzytomnym wzrokiem…
- nie…nie…wiem…jak…- po czym obalił się na łóżku. Dziewczyny spojrzały na siebie z zaskoczeniem. Nie było to normalne zachowanie. Coś nie grało…Addie spojrzała na przyjaciółkę.
- Sky lepiej będzie jak zostaniesz z nim, ja muszę już iść, późno jest a Shann obiecał mi niespodziankę na koniec wieczoru.
         Juliett kiwnęła tylko głową i usiadła nieśmiało obok Jareda. W pokoju zapanowała chwila ciszy przecinana ostrymi oddechami Leto.
         „Że co ja mam teraz zrobić? Co mu jest? Rety, nie mam pojęcia co…”- myślała Sky, kiedy poczuła silne pociągnięcie za rękę…
- jesteś…pomóz mi…- chłopak wymamrotał spod wpół przymkniętych ust… - Sky wpadła w panikę- w czy ci mam pomóc???
- to…nie jest tak…rety moja głowa…- Jared prawie skomlał a Sky nie mogła nic zrobić, poza tym , że położyła jego głowę na udach. Spoczął zaufanie. Ona oddychała szybko na tę niezwykłą okoliczność. Jego zapach drażnił jej nozdrza. Obrócił się na plecy i spojrzał jej w oczy nieprzytomnym wzrokiem. Dziewczyna wydobyła z kieszeni komórkę i drżącymi palcami wybrała numer do swojego lekarza. Opisała stan Jaya, a słysząc odpowiedz specjalisty zadrżała. Podano mu jakiś narkotyk i musi go zabrać czym prędzej pod prysznic z zimną wodą aby nie zasnął… Juliet była roztrzęsiona.
- Chodź ze mną, Jared…- wysunęła się spod silnego ciała i stojąc nad nim zupełnie nie wiedziała jak teraz ma go zaciągnąć do łazienki.
- Jared, musisz stanąć na nogi, musisz mi pomóc…proszę cię!- krzyczała na niego szarpiąc za ramię- o dziwo chłopak usiadł na łóżku i niepewnym, chwiejącym się krokiem stąpał ku łazience, po czym przed kabiną obalił się na podłogę. Sky odgarnęła włosy z twarzy i złapała go pod ramiona. Był ciężki, ale jakąś nadludzką siłą udało jej się go zaciągnąć do brodzika. Oparła go o ścianę, odkręciła zimną wodę i zgodnie z zaleceniami lekarza polewała mu głowę.
- co do kurwy nędzy mi robicie?- nagła aktywność ratowanego odrzuciła dziewczynę na przeciwległy koniec. Jego dziki wzrok utkwiony w jej twarz sprawiał wrażenie zimnego przeszywającego sztyletu.
- ja tylko…ja….bo lekarz…ja…wodę…- gubiła się w myślach pod wpływem tego spojrzenia.
         Jared nagle osłupiał, jakby doszło do niego co się stało. Sky siedziała na kolanach w końcu marmurowej łazienki. Zimnej jak jej myśli w tej chwili.
- ja…chyba…ja…- Jared znów stracił przytomność, obijając głową o brzeg brodzika. Juliett wstrzymała oddech. Bała się, że nie żyje. Podczołgała się do niego i przyłożyła policzek do jego ust, aby wyczuć oddech. Po chwili poczuła ciepło jego powietrza. W następnej chwili poczuła ciepło inne…jego usta dotknęły jej skóry. Zadrżała. Spojrzała na Jaya, jego oczy całkiem już przytomnie patrzały na nią.
- cieszę że nic ci nie je….-jej słowa przerwał Jared który zamknął jej usta swoimi. Sky ziemia osunęła się spod nóg. Poczuła że lewituje, że obejmuję całą ziemię rękami. Pocałunek…trwał…trwał…stawał się momentami natarczywy…wilgotny i gorący oddechem. Myślała, że śni! Jego dłonie wbiły się w jej włosy, rozgarniając je na boki. Przywarła całą sobą do tego fascynującego mężczyzny. Czuła jak jej serce galopuje jak tysiąc zegarów o północy. Czuła każdym milimetrem ciała ciepło Jareda. Nawet zimna woda, która spływała mu po policzkach nie dawała ulgi…
- kim ty jesteś, do cholery- wychrypiał dziwnym niskim głosem. Sky zdrętwiała, odchyliła głowę aby mu wytłumaczyć sytuację kiedy po chwili Jared zerwał się na równe nogi. Osłupiała obserwowała, jak podchodzi do lustra, chwilę się w nim przegląda…po czym wzrok przenosi na zaskoczoną, przemoczoną Sky.
- pomogłaś mi…pamiętam ciebie…- opadł na kolana, włosy opadły mu na oczy, które zamknął- źle się czuję…pomóż mi…przepraszam za moje zachowanie…proszę, nie odbierz mnie w niewłaściwy sposób.
         Juliett chwyciła go pod barki i uniosła do góry. Chwiejnym krokiem Jared doszedł do łóżka. Resztkami sił wyciągnął z kieszeni wizytówkę lekarza. Sky bez chwili namysłu wystukała numer i powiadomiła medyka.
- jestem wyczerpana- wyszeptała. Pozostało jej trwać w oczekiwaniu na fachową pomoc.
         Doktor Lickendorf wszedł zamaszystym krokiem do pokoju, od razu sięgnął do torby, zaświecił w źrenice chłopaka, zrobił mu zastrzyk i poprosił oszołomioną Sky, aby posiedziała z Jaredem do rana.
- czy nic mu nie będzie?- była bardzo zaniepokojona.
- nie. Pod warunkiem, że prześpi się trochę.
         Opuścił pokój tak metafizycznie, że chwilę Juliett zastanawiała się, czy to dzieje się naprawdę.
         Chwilę po 3.00 w nocy obudziła się przestraszona, gdyż poczuła ucisk na dłoni. Ogarnęła wzrokiem pokój…po chwili jeszcze raz…kiedy przyzwyczaiła się do ciemności. Jedynie zapach uświadomił jej gdzie jest i z kim. Odetchnęła. Czuła się odpowiedzialna za Jareda. Czuwała. Jego ręka wpiła się niepewnością w jej skórę. Zasyczała. Wysunęła się z jego uścisku i w ciemności wyodrębnił się jej zarys ciała mężczyzny. Westchnęła. Patrzyła jak beztrosko śpi odwrócony tyłem do niej. Kimże jest, że targają ją takie uczucia. Ukryła twarz w dłoniach i myślała…walczyła…przegrała.
         Nie wiedziała kiedy, położyła się tuż za nim…Poczuła całą sobą ciepło jego ciała. Przywarła do niego. Jej usta oddychały na jego szyję. Znów ten zapach…Jej dłoń powędrowała w nicość, aż dosięgnęła jego ręki. Zaplotła się w nią. Nogą objęła jego udo, nie wiedząc do końca dlaczego to robi, poczuła się błogo…
         Nagle poczuła jak jego dłoń sunie po przedramieniu, w zagięcie łokcia, po ramię…Nie potrafiła się poruszyć.
- hej hej hej…kim jesteś?- Jared przewrócił ją na plecy jednym chwytem. Wyglądał na bardzo przytomnego. Na bardzo zdrowego- pomyślała.
- ja…ja…pan Lickendorf…ja chciałam…- w tym momencie w dominującej postawie spojrzał na nią wzrokiem tępym, zwężając źrenice.
- Sky…to ty…co tutaj robisz? Mówisz doktor tu był? Dlaczego, po co…co się stało, fuck, nic nie pamiętam…czy my…czy ja…i ty…no wiesz….
         Zległa cisza rozsadzająca bębenki. Sky wyswobodziła spod ciała…które stawało jej się coraz bliższe.
- nic się nie stało, był lekarz, mówił, że ktoś dosypał ci czegoś do drinka…i w ogóle…
         Jared spojrzał z troską na Juliett. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Spojrzała nieufnie. Po chwili ponowił gest. Sky cofnęła się w stronę drzwi. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli.  Po co mi to, co jeśli to sen?....
- hej Sky…- głos Jareda roztopił w niej wszelkie wątpliwości. Podeszła do niego. Siedział, objęła jego głowę w niemym uścisku. Słyszała jak westchnął. Wstał. Uniósł jej podbródek w górę, jednocześnie zamykając oczy. Mogła galopującą myślą domyślać się co będzie dalej… Zamknęła oczy poddając się losowi, przeznaczeniu i szczęściu…
- jesteś jak z upływającej wody… z liści które drżą…pragnąc deszczu…- te słowa…przełamały jej ciało w pół i opadła na miękki dywan. Jej włosy rozsypały się wachlarzem po podłodze. Poczuła jego ciało uciskające falami jej uda. Westchnęła. Czuła się jak we śnie…Czuła jego palce , które wędrowały wzdłuż jej nadgarstków…aby po chwili….

1 komentarz:

  1. aby po chwili... co aby po chwili?. nie trzymaj mnie w niepewności ! :D

    OdpowiedzUsuń