- Co się
stało Sky?- Bradley objęła ją matczynym gestem.
- bo…to było
takie dziwne…siedzieliśmy, rozmawialiśmy…kiedy nagle Jared po prostu odpłynął…
- mój Boże! Może
coś się jemu stało!- Addison wpadła w szał- choć pokaż w którym miejscu
widziałaś go po raz ostatni!
Wybiegły w oszałamiającym pędzie przez
kręte korytarze rezydencji. Balustrady, obrazy na ścianach migały jakby w
sennym amoku. Dopadły do drzwi za którymi ostatni raz widziała do Sky. Wzięły
oddech i nacisnęły klamkę.
Jared siedział z dłońmi ukrywającymi
twarz, jego kurtka była zawinięta pod samą szyję. Na dźwięk otwierających się
drzwi wychynął spoza połów kołnierza odkrywając hipnotyzujące niebieskie oczy.
Juliet przebiegł dreszcz. Opanowana Addison dopadła chłopaka:
- hej Jay co
z tobą?
Spojrzał na nia nieprzytomnym wzrokiem…
- nie…nie…wiem…jak…-
po czym obalił się na łóżku. Dziewczyny spojrzały na siebie z zaskoczeniem. Nie
było to normalne zachowanie. Coś nie grało…Addie spojrzała na przyjaciółkę.
- Sky lepiej
będzie jak zostaniesz z nim, ja muszę już iść, późno jest a Shann obiecał mi
niespodziankę na koniec wieczoru.
Juliett kiwnęła tylko głową i usiadła nieśmiało
obok Jareda. W pokoju zapanowała chwila ciszy przecinana ostrymi oddechami
Leto.
„Że co ja mam teraz zrobić? Co mu jest?
Rety, nie mam pojęcia co…”- myślała Sky, kiedy poczuła silne pociągnięcie za
rękę…
- jesteś…pomóz
mi…- chłopak wymamrotał spod wpół przymkniętych ust… - Sky wpadła w panikę- w
czy ci mam pomóc???
- to…nie
jest tak…rety moja głowa…- Jared prawie skomlał a Sky nie mogła nic zrobić,
poza tym , że położyła jego głowę na udach. Spoczął zaufanie. Ona oddychała
szybko na tę niezwykłą okoliczność. Jego zapach drażnił jej nozdrza. Obrócił
się na plecy i spojrzał jej w oczy nieprzytomnym wzrokiem. Dziewczyna wydobyła
z kieszeni komórkę i drżącymi palcami wybrała numer do swojego lekarza. Opisała
stan Jaya, a słysząc odpowiedz specjalisty zadrżała. Podano mu jakiś narkotyk i
musi go zabrać czym prędzej pod prysznic z zimną wodą aby nie zasnął… Juliet
była roztrzęsiona.
- Chodź ze
mną, Jared…- wysunęła się spod silnego ciała i stojąc nad nim zupełnie nie
wiedziała jak teraz ma go zaciągnąć do łazienki.
- Jared,
musisz stanąć na nogi, musisz mi pomóc…proszę cię!- krzyczała na niego szarpiąc
za ramię- o dziwo chłopak usiadł na łóżku i niepewnym, chwiejącym się krokiem stąpał
ku łazience, po czym przed kabiną obalił się na podłogę. Sky odgarnęła włosy z
twarzy i złapała go pod ramiona. Był ciężki, ale jakąś nadludzką siłą udało jej
się go zaciągnąć do brodzika. Oparła go o ścianę, odkręciła zimną wodę i
zgodnie z zaleceniami lekarza polewała mu głowę.
- co do
kurwy nędzy mi robicie?- nagła aktywność ratowanego odrzuciła dziewczynę na
przeciwległy koniec. Jego dziki wzrok utkwiony w jej twarz sprawiał wrażenie
zimnego przeszywającego sztyletu.
- ja tylko…ja….bo
lekarz…ja…wodę…- gubiła się w myślach pod wpływem tego spojrzenia.
Jared nagle osłupiał, jakby doszło do
niego co się stało. Sky siedziała na kolanach w końcu marmurowej łazienki. Zimnej
jak jej myśli w tej chwili.
- ja…chyba…ja…-
Jared znów stracił przytomność, obijając głową o brzeg brodzika. Juliett
wstrzymała oddech. Bała się, że nie żyje. Podczołgała się do niego i przyłożyła
policzek do jego ust, aby wyczuć oddech. Po chwili poczuła ciepło jego
powietrza. W następnej chwili poczuła ciepło inne…jego usta dotknęły jej skóry.
Zadrżała. Spojrzała na Jaya, jego oczy całkiem już przytomnie patrzały na nią.
- cieszę że
nic ci nie je….-jej słowa przerwał Jared który zamknął jej usta swoimi. Sky
ziemia osunęła się spod nóg. Poczuła że lewituje, że obejmuję całą ziemię
rękami. Pocałunek…trwał…trwał…stawał się momentami natarczywy…wilgotny i gorący
oddechem. Myślała, że śni! Jego dłonie wbiły się w jej włosy, rozgarniając je
na boki. Przywarła całą sobą do tego fascynującego mężczyzny. Czuła jak jej
serce galopuje jak tysiąc zegarów o północy. Czuła każdym milimetrem ciała
ciepło Jareda. Nawet zimna woda, która spływała mu po policzkach nie dawała
ulgi…
- kim ty
jesteś, do cholery- wychrypiał dziwnym niskim głosem. Sky zdrętwiała, odchyliła
głowę aby mu wytłumaczyć sytuację kiedy po chwili Jared zerwał się na równe
nogi. Osłupiała obserwowała, jak podchodzi do lustra, chwilę się w nim
przegląda…po czym wzrok przenosi na zaskoczoną, przemoczoną Sky.
- pomogłaś
mi…pamiętam ciebie…- opadł na kolana, włosy opadły mu na oczy, które zamknął-
źle się czuję…pomóż mi…przepraszam za moje zachowanie…proszę, nie odbierz mnie
w niewłaściwy sposób.
Juliett chwyciła go pod barki i uniosła
do góry. Chwiejnym krokiem Jared doszedł do łóżka. Resztkami sił wyciągnął z
kieszeni wizytówkę lekarza. Sky bez chwili namysłu wystukała numer i
powiadomiła medyka.
- jestem
wyczerpana- wyszeptała. Pozostało jej trwać w oczekiwaniu na fachową pomoc.
Doktor Lickendorf wszedł zamaszystym
krokiem do pokoju, od razu sięgnął do torby, zaświecił w źrenice chłopaka,
zrobił mu zastrzyk i poprosił oszołomioną Sky, aby posiedziała z Jaredem do
rana.
- czy nic mu
nie będzie?- była bardzo zaniepokojona.
- nie. Pod warunkiem,
że prześpi się trochę.
Opuścił pokój tak metafizycznie, że chwilę
Juliett zastanawiała się, czy to dzieje się naprawdę.
Chwilę po 3.00 w nocy obudziła się
przestraszona, gdyż poczuła ucisk na dłoni. Ogarnęła wzrokiem pokój…po chwili
jeszcze raz…kiedy przyzwyczaiła się do ciemności. Jedynie zapach uświadomił jej
gdzie jest i z kim. Odetchnęła. Czuła się odpowiedzialna za Jareda. Czuwała.
Jego ręka wpiła się niepewnością w jej skórę. Zasyczała. Wysunęła się z jego uścisku
i w ciemności wyodrębnił się jej zarys ciała mężczyzny. Westchnęła. Patrzyła
jak beztrosko śpi odwrócony tyłem do niej. Kimże jest, że targają ją takie
uczucia. Ukryła twarz w dłoniach i myślała…walczyła…przegrała.
Nie wiedziała kiedy, położyła się tuż
za nim…Poczuła całą sobą ciepło jego ciała. Przywarła do niego. Jej usta
oddychały na jego szyję. Znów ten zapach…Jej dłoń powędrowała w nicość, aż
dosięgnęła jego ręki. Zaplotła się w nią. Nogą objęła jego udo, nie wiedząc do
końca dlaczego to robi, poczuła się błogo…
Nagle poczuła jak jego dłoń sunie po
przedramieniu, w zagięcie łokcia, po ramię…Nie potrafiła się poruszyć.
- hej hej
hej…kim jesteś?- Jared przewrócił ją na plecy jednym chwytem. Wyglądał na
bardzo przytomnego. Na bardzo zdrowego- pomyślała.
- ja…ja…pan
Lickendorf…ja chciałam…- w tym momencie w dominującej postawie spojrzał na nią
wzrokiem tępym, zwężając źrenice.
- Sky…to ty…co
tutaj robisz? Mówisz doktor tu był? Dlaczego, po co…co się stało, fuck, nic nie
pamiętam…czy my…czy ja…i ty…no wiesz….
Zległa cisza rozsadzająca bębenki. Sky
wyswobodziła spod ciała…które stawało jej się coraz bliższe.
- nic się
nie stało, był lekarz, mówił, że ktoś dosypał ci czegoś do drinka…i w ogóle…
Jared spojrzał z troską na Juliett.
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Spojrzała nieufnie. Po chwili ponowił gest. Sky
cofnęła się w stronę drzwi. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Po co mi to, co jeśli to sen?....
- hej Sky…-
głos Jareda roztopił w niej wszelkie wątpliwości. Podeszła do niego. Siedział,
objęła jego głowę w niemym uścisku. Słyszała jak westchnął. Wstał. Uniósł jej
podbródek w górę, jednocześnie zamykając oczy. Mogła galopującą myślą domyślać
się co będzie dalej… Zamknęła oczy poddając się losowi, przeznaczeniu i
szczęściu…
- jesteś jak
z upływającej wody… z liści które drżą…pragnąc deszczu…- te słowa…przełamały
jej ciało w pół i opadła na miękki dywan. Jej włosy rozsypały się wachlarzem po
podłodze. Poczuła jego ciało uciskające falami jej uda. Westchnęła. Czuła się
jak we śnie…Czuła jego palce , które wędrowały wzdłuż jej nadgarstków…aby po
chwili….
aby po chwili... co aby po chwili?. nie trzymaj mnie w niepewności ! :D
OdpowiedzUsuń